Byłabym albo
kiepską malarką, albo złą żoną,
pisała o sobie Tove Jansson w listach do bliskich. Zważywszy na to, ile z jej
znakomitych prac żyje do dziś w świadomości odbiorców, i to, jaki los był jej
pisany od samego początku (a o tym za chwilę), można stwierdzić jedno – żoną byłaby
okropną.
Córka rzeźbiarza
Dziecko na pospiesznym szkicu wykonanym na karcie
pocztowej przypomina szympansa – wydęte usta, skwaszona twarz i cwaniackie
spojrzenie. Jej własna matka też szczędziła jej komplementów. Brzydka, że strach! Jak mała, pomarszczona
staruszka! opisuje jedyną córkę w liście do męża, Viktora Janssona, w domu zwanego
Faffanem. W niedalekiej przyszłości szympans zamienia się w lisa – młoda Tove o
trójkątnej twarzyczce, długim nosie i krzywym, ironicznym uśmieszku staje się
szybko ulubioną modelką ojca rzeźbiarza i matki, projektantki Signe Hammarsten.
W dorosłym życiu równie chętnie będzie portretować sama siebie.
W domu Janssonów sztuka działa niczym symbioza – wyobraźmy
sobie wysoką, pustawą, zalaną słońcem skandynawską pracownię, wyglądającą
niczym nowoczesny loft z katalogu Ikei. W tym właśnie wnętrzu przy stole
kreślarskim Signe pracuje pośród dzieł Faffana (zazwyczaj były to gipsowe,
nagie figury kobiece), próbując utrzymać rodzinę. Od najmłodszych lat Tove
chłonie atmosferę tego miejsca (Rysuję mamę, jak rysuje mnie! chwali się czterolatka
dziennikarce, która akurat odwiedza ich dom). Kiedy
na świat przychodzą pozostałe dzieci Janssonów, Per Olov i Lars, oni
także szybko zostają naznaczeni artyzmem. Rozwijają wspólną, rodzinną krytykę.
Tove wspomina, jak ojciec, wychodząc z atelier, gasi nieodłącznego papierosa, odkłada
brudną od gipsu szpachelkę i żąda: Chcę
zobaczyć. Panuje tu swoista hierarchia: najpierw Faffan, potem Signe, a następnie
Tove. Tradycja ta, chociaż zmienia formę, trwa przez lata.
Ale los Tove jako artystki nie został przesądzony
jedynie dzięki genom. Kiedy ma czternaście lat, jej ukochana babcia jest
umierająca i matka, nie dokończywszy zlecenia, musi jechać do Sztokholmu. Zostawia
wszystko na głowie córki. Mama nie mogła zrobić okładziny [okładki]
przedniej i tylnej do «Lunkentusa» i dlatego spadło to na mnie. Okładka przedstawia
świętego Jerzego ze smokiem w czerwieni i błękicie, a z tyłu Prickinas
och Fabians äventyr na zielono i czarno (larwy). Tak się
boję, że im się nie spodoba. Od tego tak bardzo zależy, czy dostanę kolejne zlecenie,
jeśli ta robota dobrze wypadnie – pisze zarówno przerażona jak i przejęta Tove w swoim dzienniku.
Robota wypada dobrze i młoda artystka szybko dostrzega własną szansę do
dołożenia się do rodzinnego budżetu (który, prawdę mówiąc, nie przewidział
dwojga dzieci, nie mówiąc już o trojgu). Sztuka jest zatem wszystkim – rodziną,
miłością, jest sposobem, by wyrazić siebie i podstawowym źródłem utrzymania. Jedyną
formą młodzieńczego sprzeciwu może być oddzielenie się od jej wszechobecnej wizualności
i zajęcie się pisaniem. Więc Tove pisze, i do tego wciąga w to dwóch młodszych
braci, a satyryczne pismo Garm chętnie przyjmuje ich teksty. Jak na razie dom i
jego spokój są uratowane. Nie na długo. Jest rok 1930, szesnastoletnia Tove opuszcza
mury liceum i staje się studentką Szkoły Technicznej w Sztokholmie, a na
horyzoncie majaczą pierwsze zawirowania uczuciowe i wojna, która podzieli
rodzinę.
cd. w notce pt. "Kometa nad światem"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz