stycznia 11, 2018

Tove Jansson (1/3)


Byłabym albo kiepską malarką, albo złą żoną, pisała o sobie Tove Jansson w listach do bliskich. Zważywszy na to, ile z jej znakomitych prac żyje do dziś w świadomości odbiorców, i to, jaki los był jej pisany od samego początku (a o tym za chwilę), można stwierdzić jedno – żoną byłaby okropną.

Córka rzeźbiarza

Dziecko na pospiesznym szkicu wykonanym na karcie pocztowej przypomina szympansa – wydęte usta, skwaszona twarz i cwaniackie spojrzenie. Jej własna matka też szczędziła jej komplementów. Brzydka, że strach! Jak mała, pomarszczona staruszka! opisuje jedyną córkę w liście do męża, Viktora Janssona, w domu zwanego Faffanem. W niedalekiej przyszłości szympans zamienia się w lisa – młoda Tove o trójkątnej twarzyczce, długim nosie i krzywym, ironicznym uśmieszku staje się szybko ulubioną modelką ojca rzeźbiarza i matki, projektantki Signe Hammarsten. W dorosłym życiu równie chętnie będzie portretować sama siebie.

W domu Janssonów sztuka działa niczym symbioza – wyobraźmy sobie wysoką, pustawą, zalaną słońcem skandynawską pracownię, wyglądającą niczym nowoczesny loft z katalogu Ikei. W tym właśnie wnętrzu przy stole kreślarskim Signe pracuje pośród dzieł Faffana (zazwyczaj były to gipsowe, nagie figury kobiece), próbując utrzymać rodzinę. Od najmłodszych lat Tove chłonie atmosferę tego miejsca (Rysuję mamę, jak rysuje mnie! chwali się czterolatka dziennikarce, która akurat odwiedza ich dom).  Kiedy  na świat przychodzą pozostałe dzieci Janssonów, Per Olov i Lars, oni także szybko zostają naznaczeni artyzmem. Rozwijają wspólną, rodzinną krytykę. Tove wspomina, jak ojciec, wychodząc z atelier, gasi nieodłącznego papierosa, odkłada brudną od gipsu szpachelkę i żąda: Chcę zobaczyć. Panuje tu swoista hierarchia: najpierw Faffan, potem Signe, a następnie Tove. Tradycja ta, chociaż zmienia formę, trwa przez lata.


Ale los Tove jako artystki nie został przesądzony jedynie dzięki genom. Kiedy ma czternaście lat, jej ukochana babcia jest umierająca i matka, nie dokończywszy zlecenia, musi jechać do Sztokholmu. Zostawia wszystko na głowie córki. Mama nie mogła zrobić okładziny [okładki] przedniej i tylnej do «Lunkentusa» i dlatego spadło to na mnie. Okładka przedstawia świętego Jerzego ze smokiem w czerwieni i błękicie, a z tyłu Prickinas och Fabians äventyr na zielono i czarno (larwy). Tak się boję, że im się nie spodoba. Od tego tak bardzo zależy, czy dostanę kolejne zlecenie, jeśli ta robota dobrze wypadnie – pisze zarówno przerażona jak i przejęta Tove w swoim dzienniku. Robota wypada dobrze i młoda artystka szybko dostrzega własną szansę do dołożenia się do rodzinnego budżetu (który, prawdę mówiąc, nie przewidział dwojga dzieci, nie mówiąc już o trojgu). Sztuka jest zatem wszystkim – rodziną, miłością, jest sposobem, by wyrazić siebie i podstawowym źródłem utrzymania. Jedyną formą młodzieńczego sprzeciwu może być oddzielenie się od jej wszechobecnej wizualności i zajęcie się pisaniem. Więc Tove pisze, i do tego wciąga w to dwóch młodszych braci, a satyryczne pismo Garm chętnie przyjmuje ich teksty. Jak na razie dom i jego spokój są uratowane. Nie na długo. Jest rok 1930, szesnastoletnia Tove opuszcza mury liceum i staje się studentką Szkoły Technicznej w Sztokholmie, a na horyzoncie majaczą pierwsze zawirowania uczuciowe i wojna, która podzieli rodzinę.

cd. w notce pt. "Kometa nad światem"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 bajariusz , Blogger