stycznia 02, 2018

Neil Gaiman - Opowieść kwietniowa



NEIL PYTA:
„Jakie jest Twoje najszczęśliwsze kwietniowe wspomnienie?”
@_NikkiLS_ ODPOWIADA:
„Kiedy kaczki ponownie nam zaufały, mój ojciec i ja karmiliśmy je chlebem podebranym z zajazdu, w którym pracował”.
#KeepMoving #AprTale


Gdy kaczki tracą do ciebie zaufanie, wiesz, że naciskałeś zbyt mocno, a mój ojciec nabierał je od ubiegłego lata na wszystko, co tylko się dało.

Szedł w kierunku stawu. – Cześć, kaczki – mówił.
Do stycznia nauczyły się po prostu odpływać. Jeden szczególnie drażliwy kaczor – nazywaliśmy go Donald, ale tylko, gdy tego nie słyszał; kaczki są przeczulone na tym punkcie – kręcił się w pobliżu i pyskował ojcu:
- Nie jesteśmy zainteresowane – mówił. – Nie kupujemy niczego, co sprzedajesz: ani ubezpieczeń na życie, ani encyklopedii, sidingu z aluminium  ani zapałek, a tym bardziej wodoodpornych ochraniaczy.
- Turniej „wszystko albo nic!”* - zakwakał szczególnie zgorszony samiec kaczki-krzyżówki. – Taaa, jasne, sypniesz groszem. Tylko tym z dwoma reszkami!
Kaczki, które miały okazję przyjrzeć się wspomnianej monecie, kiedy mój ojciec wrzucił ją do stawu, zakwakały zgodnie, i wdzięcznie odpłynęły na drugi brzeg, urażone.
Mój ojciec poczuł się obrażony.
- Te kaczki – powtarzał. – Zawsze można było na nie liczyć. Jak na krowę, że da mleko. Były frajerami – w najlepszym znaczeniu tego słowa. Takimi, którzy nigdy się nie uczą. Zawsze mieszałem im w głowach. 

- Musisz odzyskać ich zaufanie – poradziłem mu. – Albo lepiej, zacznij być w końcu uczciwy. Zacznij od nowa. Teraz masz stałą pracę.
Pracował w gospodzie naprzeciw stawu.
Mój ojciec nie zaczął od nowa. Nawet nie doszedł do początku. Ukradł świeży chleb z zajazdowej kuchni, zabrał niedokończone butelki czerwonego wina i poszedł nad staw, by odzyskać kacze zaufanie.
Przez cały marzec zabawiał je, karmił i opowiadał dowcipy, robił wszystko, co mógł, by je nieco rozmiękczyć. Dopiero w kwietniu, kiedy drzewa znów były zielone, a świat otrząsnął się po zimie, tonąc w kałużach, mój ojciec przyniósł ze sobą talię kart.
- Co powiecie na towarzyską grę? – zagaił. – Nie na pieniądze?
Kaczki wymieniły niespokojne spojrzenia.
– No nie wiem… - zamruczało kilka z nich ostrożnie.
Wówczas jeden starszy kaczor, którego nie rozpoznałam, wyciągnął z wdzięcznością skrzydło.
- Po takich ilościach cudownego chleba i pysznego wina, niegrzecznie byłoby odrzucić taką propozycję. Może zagramy w remika? Albo w szczęśliwe rodziny?
- A może pokerek? – zaproponował mój ojciec z nieprzeniknioną twarzą i kaczki się zgodziły.
Mój ojciec był przeszczęśliwy. Nawet nie musiał sugerować gry na pieniądze, aby partia stała się ciekawsza – stary kaczor sam wyszedł z tą propozycją.
Przez lata nauczyłem się co nieco o rozdawaniu ze spodu talii; obserwowałem ojca siedzącego nocami w naszym pokoju, ćwiczącego po wielokroć, ale to stary kaczor mógł nauczyć ojca kilku sztuczek. Rozdawał spod spodu. Rozdawał ze środka. Znał położenie każdej karty w talii i wystarczało machnięcie skrzydła, żeby ją wyłożył jakkolwiek tylko chciał.
Kaczki ograły mojego ojca z całego dobytku: portfela, zegarka, butów i tabakierki, a także ubrań, które miał na sobie. Gdyby kaczki zgodziły się na chłopca jako stawkę, ojciec przegrałby także i mnie, i być może w jakiś sposób tak się stało.  
Wrócił do zajazdu jedynie w bieliźnie i skarpetkach. Podobno kaczki nie lubią skarpetek. Tak już mają.
- Przynajmniej zostawiły ci skarpetki – pocieszyłem go.
Tamtego kwietnia mój ojciec nauczył się nie wierzyć kaczkom.

_____________
*- w oryginale „double or nothing”; nazwa pokerowego zagrania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 bajariusz , Blogger